Wypad w rodzinne strony to jednocześnie przyjęcie zaproszenia przez moja Danusię. Jak zwykle do wyjazdu przygotowałam się starannie. A potem wszystko wzięło w łeb. Już w dniu wyjazdu na dworcu zaczął się koszmar:
1. autobus opóźniony 20 minut
2. potem w trakcie jazdy kilka sms-ów,z czego niektóre wyprowadziły mnie z równowagi
3. a na koniec okazało się, że coś w nerwach kliknęłam nie tak w komórkę i straciłam zasięg odwołalnie i bezpowrotnie.
Danusia powiadomiona o spóźnieniu dopiero się na przystanek wybierała, ale szczęściem jechałam z jej koleżanką, która mnie doprowadziła wprost pod drzwi.Danusia była, co najmniej zdziwiona. Zasiadłyśmy do kawki, łącznie z jej mężem,potem poznałam synów. Rozmowy, rozmowy, rozmowy. W przybliżeniu opracowałyśmy plan pobytu. Ale jak widać nie zawsze można planować. Danuśka pożyczyła mi zapasową komórkę, a ja od razu zadzwoniłam (mimo trudności z zasięgiem u Danuśki) do mojego domowego komputerowca. Oj jak dobrze mieć takie znajomości.Krzyś od razu wynalazł mi w moim rodzinnym mieście punkt serwisowy Orange.Adres znalazłam bez trudu. Ale nic nie wskórałam, bo Pani stwierdziła, że aparat jest do wymiany. Krzysio uparty jak ja następnego dnia dał mi wskazówkę,aby spróbować z ……. ustawieniem profilu ogólnego a nie samolotowego i wow udało się odzyskać zasięg – ograniczony, ale był).. Do miasta przywiózł nas młodszy syn Danuśki, role się podzieliły. Danuśka myknęła z synem załatwiać swoje sprawy a ja powędrowałam w swoich sprawach. Specjalnie przeszłam koło rodzinnego domu i …….. stanęłam jak wryta. O kurza morda, gdzie się podział mój dom rodzinny?

mój rodzinny dom kiedyś

Co to za nowoczesna budowla tu stoi? Zmiany, zmiany, zmiany.Wiem, że to nieuchronne, ale jeszcze większego szoku doznałam, jak zobaczyłam zabytkowy ratusz w Rynku, ogrodzony, niemal zburzony. Podobno to remont. Łezka mi się z żalu zakręciła w oczku. No cóż samo życie. A wybierałam się do Ratusza do USC do akt małżeństwa starszej siostry.
Zabytkowy Ratusz dawniej
i dziś
Urząd przeniesiony. Ale nie jest tak źle po 17 latach nieobecności trafiłam bez trudu. Uprzejme Panie bez problemami dokument wydały. Potem z Danuśką odwiedziłyśmy grób moich dziadków. Zostało nam już wrócić do domku. A tam czekał na mnie ulubiony na tą chwilę Hektorek,czyli blisko roczny bernardyn. Piękna mordula. Pamiętając z telewizji (Zaklinacz psów – Cezar Millan) jak postępować z psem skaczącym na człowieka wyciągnęłam przed siebie rękę i w ten sposób zatrzymałam tą radosną bestię. Ale się wszyscy zdziwili??????


Rozmowom z Danusią nie było końca. Spędziłam 4 urocze dni w miłej i sympatycznej domowej atmosferze.
Jak widzicie nie trzeba lecieć do Egiptu, Turcji, Londynu, Francji czy do każdego innego kraju, bo i wśród znajomych można spędzić przeurocze dni? ˇDanusieczku kochana, dzięki ci za gościnę – było cudownie. Przepis wykorzystam na weekendowy obiadek.